sobota, 9 lipca 2011

O Znaczeniu Wizji i Planu - historia mojego życia

Być może to, co teraz przeczytasz wyda Ci się nieco chaotyczne. Być może nie.
Chciałem być w tym poście bardzo szczery, pisałem prosto z serca (i pamięci :) ) i nie edytowałem tekstu ani raz po napisaniu. Chcę się dzisiaj podzielić z Tobą sporym wycinkiem mojego życia. Posłuchaj...


Gdy miałem 13 lat chciałem zostać lekarzem. Przeglądałem setki książek anatomicznych i dosłownie uczyłem się ich na pamięć. Co jakiś czas robiłem sobie sprawdziany ze zdobytej wiedzy. Niesamowicie ekscytował mnie fakt, że w przyszłości będę mógł pomagać innym, rozwiązywać zagadki ich chorób, doprowadzać ich organizmy do stanu równowagi. Oglądałem wówczas namiętnie serial o nastolatku, który w młodym wieku został lekarzem. Młody geniusz. "Tak, będę kiedyś takim człowiekiem" - myślałem. Moja pasja trwała całe 2 lata...

Gdy miałem 15 lat poznałem ludzi zajmujących się poezją, sztuką. Zapuściłem długie włosy, spędzałem wieczory i czasem noce włócząc się po mieście i pijąc od czasu do czasu wino na jednym z pasażów. Byłem "zbuntowany" i przekonany na śmierć o słuszności swoich bieżących poglądów. W tym okresie nawiązałem wiele przyjaźni z osobami o bujnej wyobraźni i bogatych doświadczeniach. Chciałem w przyszłości zajmować się sztuką, najchętniej literaturą.

Minął tak mi czas szkoły średniej i należało podjąć decyzję o swojej dalszej edukacji. Wybór kierunku studiów nie był podyktowany jasną strategią budowania swojej przyszłości jako eksperta w danej dziedzinie czy profesjonalisty, który dzięki swojej wiedzy będzie mógł zrobić w świecie coś pożytecznego. Co więcej, nie myślałem wówczas o zdobyciu zawodu, który da mi w przyszłości utrzymanie. Znałem socjologa, którego obraz szczególnie do mnie przemawiał. Nosił pełną brodę, był oczytany, miał umysł erudyty i swoją wiedzę przekładał na praktykę. Pracował w jednym z samorządów. Sam interesowałem się problematyką społeczną, czytałem przecież regularnie "Politykę"...

Podjąłem więc decyzję, że zostanę socjologiem. Interesowałem się także psychiką ludzką, więc złożyłem jednocześnie "papiery" na psychologię. W tamtym roku na Psychologii na 1 miejsce było ok. 130 kandydatów. Na Socjologii jeśli dobrze pamiętam... 6 (sześciu). Ale pomyślałem "co mi szkodzi". Ostatecznie dostałem się na oba kierunki. Gdy poszedłem do dziekanatu psychologii złożyć rezygnację (nie chciałem przecież studiować naraz 2 kierunków), pani przyjmująca moją negatywną odpowiedź patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Taka była konkurencja, dostałem się i chcę zrezygnować? Zapytała się mnie 3 razy czy jestem pewien swojej decyzji. Powiedziałem 3 x TAK. Miałem przecież zostać inżynierem od społeczeństwa...

Studia wspominam jako jeden z ciekawszych okresów mojego życia. To dzięki socjologii otworzyłem się na różne perspektywy poznawcze. Uświadomiłem sobie, że na wszystko można spoglądać z różnej strony, nie ma jednej, jedynie słusznej definicji sytuacji. Interpretacji może być tak wiele jak myśli. Oczywiście wszystkie muszą przejść próbę surowej analizy aby można było uznać je za słuszne, ale każde mają prawo do ubiegania się o tytuł Prawdy. Poza prowadzeniem bogatego życia intelektualnego byłem zaangażowany w działalność społeczną i kulturalną. Współorganizowałem przeglądy filmowe, festiwal fotograficzny, debaty, kółka dyskusyjne. Jednakże podczas całych studiów nie miałem jasnej wizji swojej przyszłości po studiach. Raz chciałem się zajmować metodologią badań społecznych, raz kulturą. Ostatecznie swoją pracę magisterską napisałem na temat komunikacji w mediach.

Studia dobiegły końca i należało podjąć decyzję "co teraz". Myślałem o rozpoczęciu studiów doktoranckich. Chyba do końca życia będzie to moim niespełnionym marzeniem. Choć kto wie, nieznane są wyroki... losu. Może kiedyś napiszę doktorat. Do podjęcia dalszych studiów zniechęciła mnie perspektywa niskich zarobków i "pańszczyzny" na rzecz uczelni. Nie chciałem wyjeżdżać na studia za granicę. Miałem też kilka pomysłów na otworzenie własnej działalności w spółce ze znajomymi, ale bardziej to przypominało pracę fundacji niż biznesu dającego realne pieniądze. Zresztą i tak nic z tego nie wyszło.

Przez 1,5 roku nie mogłem znaleźć stałej pracy, chociaż podejmowałem zlecenia jako statystyk w kilku firmach. Nie dawały one jednak stałego bezpiecznego źródła dochodu. W końcu dzięki protekcji znajomej otrzymałem szansę ubiegania się o pracę w wielkiej korporacji. Na samą myśl o korporacjach robiło mi się niedobrze. Zawsze ceniłem w swoim życiu wolność, a praca w takich organizacyjnych molochach kojarzyła mi się ze zniewoleniem. Miałem także przekonanie, że ludzie tak pracujący są nudni i nie mają wyobraźni. Przeszedłem cały proces rekrutacyjny, rozgromiwszy konkurencyjnych kandydatów i zostałem Kupcem. Okazało się, że moje kompetencje, zdolności analityczne i umiejętności autoprezentacji były na wyższym poziomie niż u osób, które skończyły ściśle matematyczne czy biznesowe kierunki. Na początku rzeczywiście trudno mi było się odnaleźć w tym świecie. Niektóre zachowania wydawały mi się śmieszne, reguły zbyt sztywne i proponowane rozwiązania problemów trywialne. Z czasem jednak zacząłem doceniać możliwości rozwoju jakie daje środowisko korporacyjne. Rozpoczęły się dla mnie czasy pełnego dostępu do różnorakich zaawansowanych szkoleń, w tym treningów harvardzkich (szkolenia na licencji Harvard University).

Nie ukrywam, zmieniłem także swoje podejście do życia. Nabrałem większego samokrytycyzmu, większej ostrości spojrzenia, głębszej analizy. Moje umiejętności przywódcze także wzrosły. Przestałem działać chaotycznie, bez namysłu. Powoli zacząłem stawać się osobą Zorganizowaną, świadomą swoich życiowych celów. Obecnie wiem dokładnie czego oczekuje od życia i od innych. Wiem gdzie jestem teraz i gdzie chcę być za 10 lat. 

Ale po co to wszystko piszę?

Być może nie wiesz czego chcesz w życiu. Być może często zmieniasz swoje plany na przyszłość. Moim zdaniem brak wyraźnego celu i konsekwencji w działaniu jest jedną z głównych przyczyn niepowodzeń w życiu. Wiele mnie kosztowało takie nijakie podejście. Kiedyś uważałem, że pieniądze i bezpieczeństwo finansowe są przeszkodą w dążeniu do szczęścia. Wymagają od nas poświęceń i wysiłku. Gdy jednak bieda zaczęła pukać do moich drzwi - nie pisałem o tym wcześniej, ale miałem taki okres w swoim życiu (koniec studiów i świeżo po studiach) kiedy codziennie jadłem gotowane ziemniaki z cebulą. Było to tanie danie i można było zaspokoić nim głód. Ponadto w ziemniakach jest dużo witaminy C... Straciłem wiele włosów na głowie zanim moja pozycja życiowa zaczęła nabierać kształtów stabilności. Gdybym jednak dużo wcześniej przed moim życiowym "kryzysem" pomyślał jakie mogą być konsekwencje braku planowania, uniknąłbym takiej beznadziejnej sytuacji. Gdybym wziął swoje życie we własne ręce, już dawno byłbym w tym miejscu, w którym jestem teraz.

Zorganizowanie jest dużo ważniejsze niż może Tobie czy innym się wydawać. Nie dotyczy ono tylko działalności biznesowej czy strategii wojennej. Odnosi się do każdego aspektu ludzkiego życia. Wyobraź sobie zajmowanie się małym dzieckiem bez zorganizowania. "Mała" lub "Mały" nieustannie płacze, a Ty jesteś tak chaotyczny (chaotyczna), że nieustannie zapominasz o kupieniu kaszki lub przecieru dla swojego dziecka. Gdy nadchodzi pora jedzenia jesteś przyklejony (przyklejona) do ekranu TV, bo akurat leci w telewizji 1258 odcinek "M jak Miłość"...
To samo może się odnosić do jakiejkolwiek innej sytuacji w życiu.

Mam coś dla Ciebie. Jak wiesz, dzielę się swoją wiedzą z innymi, staram się pomagać innym tak bardzo jak tylko potrafię. Mam dla Ciebie sprawdzone metody, które pozwoliły mi zapanować nad sobą i własnym życiem. Jeśli...

...a zresztą, co tu będę pisać, poniżej jest banner. Kliknij w niego i zobacz dokąd Cię zaprowadzi.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz